03-03-2008, 11:07 PM
miałem ostatnio takie zadanie na polski: napisać felieton o dowolnej tematyce ...no i wydygałem na dość kontrowersyjny, bo tak patrzę i razi mię to co wokół widzę... tytuł brzmiał "dwa kółka i dwa litry chromu"
Od jakiegoś czasu coraz szybciej wzrasta liczba młodych motocyklistów na drogach. Przyglądając się bliżej zagadnieniu związanym z dwoma kółkami nietrudno zauważyć również wzrost jakości maszyn na polskim rynku motocykli. Producenci prześcigają się w różnego rodzaju systemach uprzyjemniających i ułatwiających jazdę, takich jak chipy, komputery, a utrudniających życie mechanikom. Motocykle stają się niemalże niezawodne, a długie gwarancje zabraniają właścicielowi zaspokoić drzemiącą w nim ciekawość, która woła: ”no otwórz to, zobacz, dotknij, dowiedz się, co siedzi w środku!”. Wraz z epoką PRL-u minęły czasy motocykli wymagających sporo zaangażowania w dziedzinie napraw. Opowieści o tych maszynach my, młodzi możemy poznać z ust starego pokolenia, albo nabyć taką używaną maszynę. Pytanie tylko po co? Powoli zanika grupa domorosłych moto-grzebaczy, którym nie straszne są zawiłości schematów elektryki, litrów smaru wtartych w ubranie, czy notorycznie nękających myśli typu: „co z tym motocyklem jest nie tak?”. Dziś dwa kółka służą jedynie do jazdy i przede wszystkim lansu. Młody jeździec posiada zakupione przez bogatego tatusia stadko koni mechanicznych między nogami i przeważnie przyświeca mu cel: zauroczyć długonogie dziewczę czy wycelowanych kolegów, stojących przed klubem, jak najgłośniejszym rykiem tłumików, kilogramami świecącego chromu, pokrywającego maszynę. Powiększające się grono takich zabawkarzy stawia w trudnym położeniu zanikającą grupę Młodych z duszą. Niedawno na internetowym forum motocyklistów (naczy Rajderz) młoda dziewczyna szukała pomocy przy wyborze używanego motocykla. W tym temacie wypowiedział się przedstawiciel starszego pokolenia – raził go brak problemów z naprawami starych sprzętów typu JAWA, MZ (czytaj marchewa cytuję:RATUNKUUU - juz nikomu jawa nie pali na jeden gar ? ? ?). Szukał młodego pokolenia z duszą (a może tylko mi się tak wydawało ;p- subiektywizm felietonu). Okazało się, iż poza mną, w kilkutysięcznej grupie internautów zarejestrowanych na forum, nie znalazło się dużo wiary, która mogałby zaspokoić tęsknotę tego człowieka za motocyklową edukacją, zdrową ciekawością i wiedzą(blebleble, ale wiadomo ocb). Mało ludzi w dobie japońskiej jakości zdaje sobie sprawę, że wsiąść na motocykl, odpalić go i pojechać to ogromna frajda, ponieważ niektórzy potrzebują sporo pogłówkować, żeby poczuć smród spalin i usłyszeć ryk silnika. Plastikowych lanserów ciągnie jedynie do odkręcenia manetki i poczucia prędkości(poczułeś się urażony? o to mi chodzi sesese!). Cechuje ich raczej brak zapału do poznania swojej maszyny. Niedawno zapytałem kolegę, dlaczego nie grzebie przy swoim „Łosiu”. Odpowiedział mi, że nie jest do tego stworzony. Zdziwiła mnie ta krótkowzroczność, bo przecież poznanie budowy swojego motocykla pozwala w większym lub mniejszym stopniu na odpowiednie zachowanie się w sytuacji kryzysowej, np. zwijając pod sobą asfalt z prędkością, przy której każdy błąd prowadzić może do szpitala, kostnicy lub sądu. Gdyby większa ilość motocyklistów miała na uwadze wiedzę o zachowaniu swojego motocykla i możliwych jego usterkach, to z pewnością zmniejszyłaby się ilość wypadków z udziałem motocykli. Rozwiązaniem jest znalezienie sobie mentora w dziedzinie motogrzebania i odkrycie choć w stopniu podstawowym, co w tym „potworze” siedzi. Koleżanki i koledzy! Tak dalej być nie może!
hołk.
//ustosunkuje się ktoś?
Od jakiegoś czasu coraz szybciej wzrasta liczba młodych motocyklistów na drogach. Przyglądając się bliżej zagadnieniu związanym z dwoma kółkami nietrudno zauważyć również wzrost jakości maszyn na polskim rynku motocykli. Producenci prześcigają się w różnego rodzaju systemach uprzyjemniających i ułatwiających jazdę, takich jak chipy, komputery, a utrudniających życie mechanikom. Motocykle stają się niemalże niezawodne, a długie gwarancje zabraniają właścicielowi zaspokoić drzemiącą w nim ciekawość, która woła: ”no otwórz to, zobacz, dotknij, dowiedz się, co siedzi w środku!”. Wraz z epoką PRL-u minęły czasy motocykli wymagających sporo zaangażowania w dziedzinie napraw. Opowieści o tych maszynach my, młodzi możemy poznać z ust starego pokolenia, albo nabyć taką używaną maszynę. Pytanie tylko po co? Powoli zanika grupa domorosłych moto-grzebaczy, którym nie straszne są zawiłości schematów elektryki, litrów smaru wtartych w ubranie, czy notorycznie nękających myśli typu: „co z tym motocyklem jest nie tak?”. Dziś dwa kółka służą jedynie do jazdy i przede wszystkim lansu. Młody jeździec posiada zakupione przez bogatego tatusia stadko koni mechanicznych między nogami i przeważnie przyświeca mu cel: zauroczyć długonogie dziewczę czy wycelowanych kolegów, stojących przed klubem, jak najgłośniejszym rykiem tłumików, kilogramami świecącego chromu, pokrywającego maszynę. Powiększające się grono takich zabawkarzy stawia w trudnym położeniu zanikającą grupę Młodych z duszą. Niedawno na internetowym forum motocyklistów (naczy Rajderz) młoda dziewczyna szukała pomocy przy wyborze używanego motocykla. W tym temacie wypowiedział się przedstawiciel starszego pokolenia – raził go brak problemów z naprawami starych sprzętów typu JAWA, MZ (czytaj marchewa cytuję:RATUNKUUU - juz nikomu jawa nie pali na jeden gar ? ? ?). Szukał młodego pokolenia z duszą (a może tylko mi się tak wydawało ;p- subiektywizm felietonu). Okazało się, iż poza mną, w kilkutysięcznej grupie internautów zarejestrowanych na forum, nie znalazło się dużo wiary, która mogałby zaspokoić tęsknotę tego człowieka za motocyklową edukacją, zdrową ciekawością i wiedzą(blebleble, ale wiadomo ocb). Mało ludzi w dobie japońskiej jakości zdaje sobie sprawę, że wsiąść na motocykl, odpalić go i pojechać to ogromna frajda, ponieważ niektórzy potrzebują sporo pogłówkować, żeby poczuć smród spalin i usłyszeć ryk silnika. Plastikowych lanserów ciągnie jedynie do odkręcenia manetki i poczucia prędkości(poczułeś się urażony? o to mi chodzi sesese!). Cechuje ich raczej brak zapału do poznania swojej maszyny. Niedawno zapytałem kolegę, dlaczego nie grzebie przy swoim „Łosiu”. Odpowiedział mi, że nie jest do tego stworzony. Zdziwiła mnie ta krótkowzroczność, bo przecież poznanie budowy swojego motocykla pozwala w większym lub mniejszym stopniu na odpowiednie zachowanie się w sytuacji kryzysowej, np. zwijając pod sobą asfalt z prędkością, przy której każdy błąd prowadzić może do szpitala, kostnicy lub sądu. Gdyby większa ilość motocyklistów miała na uwadze wiedzę o zachowaniu swojego motocykla i możliwych jego usterkach, to z pewnością zmniejszyłaby się ilość wypadków z udziałem motocykli. Rozwiązaniem jest znalezienie sobie mentora w dziedzinie motogrzebania i odkrycie choć w stopniu podstawowym, co w tym „potworze” siedzi. Koleżanki i koledzy! Tak dalej być nie może!
hołk.
//ustosunkuje się ktoś?